wtorek, 13 sierpnia 2013

Alpejskie ZOO - niespodzianka na 1500 metrach

Kolejny dzień pobytu w Chamonix planowałem przeznaczyć na odpoczynek. W tym celu udałem się spacerkiem w dół doliny, aby popiknikować nad jeziorkami Gaillands w pobliżu Les Bossons, które wcześniej dojrzałem z okien autobusu. Atmosfera w tym miejscu, pomimo sąsiedztwa pełnego dzieci parku linowego i ściany do wspinaczki, była bardzo relaksująca, co pozwoliło mi ekspresowo zregenerować siły po trudach dnia poprzedniego i… aby się nie zanudzić, postanowiłem udać się ponownie na spacer w góry.



Skałka do wspinaczek i jeziorka Gaillands 

Bez konkretnie obranego celu kontynuowałem wędrówkę w dół doliny, ścieżką biegnąca wzdłuż rzeki Arve. Mniej więcej na poziomie wioski Les Houches droga rozwidlała się, także zostałem zmuszony do podjęcia decyzji co do dalszego przebiegu wędrówki. Po przeanalizowaniu drogowskazów, droga w górę, wydała mi się bardziej interesująca, ze względu na intrygujące miejsce kryjące się pod nazwą Christ Roi. Początkowo szlak biegł szeroką leśną drogą, by po około 10 minutach gwałtownie się zwężyć i piąć ostro w górę. Obeszło się bez zbędnych przystanków i przygód, strach jednak pomyśleć jak wyglądałaby wspinaczka w nieco deszczowej pogodzie.

Ponownie rzeka Arve

Widoczek ze szlaku

Po około 40 minutach zagadka Christ Roi została rozwiązana. Ścieżka okazała się prowadzić do zbudowanej w 1934 r. statui Chrystusa, wysokiej na 25 m., a zaledwie 8 m. niższej od rekordzisty świata ze Świebodzina. Francuska wersja wg mnie bardziej zasługuje na podziw, bo i teren mieli o wiele trudniejszy do budowy, i technologia budowlana w tamtych czasach była o wiele mniej zaawansowana.

Bezręki Chrystus, niemal tak wysoki jak ten w Świebodzinie

Widok na Les Houches

Dzień był jeszcze młody, a pogoda dopisywała, więc po krótkim odpoczynku przy stoliku w sąsiedztwie dwudziesto pięcio metrowego Chrystusa Króla i pozachwycaniu się pięknym widokiem na Les Houches i lodowiec Bossons, kontynuowałem wspinaczkę, tym razem celem było miejsce kryjące się pod nazwą Parc de Merlet.

Górskie ścieżki były jeszcze bardziej strome i zarośnięte, więc swoje trzeba było wypocić, ale po około 30 minutach, za kolejnym podejściem, ku mojemu zdziwieniu, krył się potężny parking dla autokarów. 6-ty zmysł podpowiadał mi, że muszę być w pobliżu jakiejś atrakcji turystycznej. Podążając drogą, tym razem asfaltową, po następnych 30 minutach dotarłem wreszcie do jakiejś bramy, za przejście której trzeba było zapłacić 6€. Szczęśliwie miałem trochę gotówki ze sobą, toteż pozwoliłem sobie na jej przekroczenie, orientując się tylko z grubsza czego się za nią spodziewać.

Tajemniczy Parc de Merlet okazał się zamkniętym rezerwatem dla dzikich zwierząt zamieszkujących w tej części alp, zbudowanym na płaskowyżu. Chodząc jego ścieżkami możemy sobie pozwolić na spotkanie oko w oko z koziorożcami, jeleniami, danielami świstakami i… lamami (te prawdopodobnie jedynie gościnnie, bo nie słyszałem o żadnej ich alpejskiej odmianie). Nawet jeżeli kogoś nie interesuje alpejska fauna, warto zapłacić to kilka euro za niesamowite widoki doliny i leżącego po przeciwnej stronie masywu Mont Blanc.




Zwierzaki w parku




Seria widoczków z równiny







Po około godzinie przechadzki po parku, Małym Południowym Balkonem udałem się w drogę powrotną do Chamonix. W drodze powrotnej zmęczenie dawało znać o sobie dlatego tempo narzuciłem sobie raczej relaksujące, a wędrówkę okrasiłem przystankiem na napoje chłodzące.

Deszcze, szczęśliwie jedynie w górnych partiach gór

Aby zobaczyć więcej zdjęć odwiedź moje konto na KOLUMBERZE

---
LO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz