Zima nie wydaje się być najlepszą porą roku na zwiedzanie, chyba że chodzi o narciarskie kurorty – krótkie dni, niskie temperatury, niewiele słońca inspirują raczej do przerzucania kanałów telewizyjnych, niż do eksploracji otoczenia. Niemniej kilka dni wolnego, które trafiły się nam na przełomie 2012/2013, musiały zostać jakoś sensownie wykorzystane, inaczej prawdopodobnie zostali byśmy zjedzeni przez wyrzuty sumienia.
Nasz wybór padł na płaską jak blat stołu Holandię ze względu na śmiesznie krótki lot i co może dziwić wyższych temperatur niż kontrkandydaci, którzy trafili na krótką listę: Wenecja i Stambuł. Początkowo myśleliśmy głównie o zobaczeniu Amsterdamu, ale że do zagospodarowania było aż 5 dni zatrzymaliśmy się w miasteczku Noordwijkerhout, oddalonym o 20km od stolicy, żeby móc przy okazji odwiedzić Hagę i Rotterdam.
 |
Holenderska informacja autobusowa napędzana energią słoneczną. |
 |
Ov-chipkaart, pozwalająca podróżować po całej Holandii |
W przewodnikach można przeczytać, że główną atrakcją Noordwijkerhout są otaczające go pola tulipanów. Niestety w styczniu mogliśmy je sobie tylko próbować wyobrazić. Samo miasteczko jest urocze, chociaż składa się zaledwie z kilku ulic. Główny jego punkt stanowi mały kościółek przy Dorpstraat, wokół którego pootwierały się liczne kafejki i bary. Niemniej harmonię tego miejsca zakłócały głośne inspirowane zbliżającą się nocą sylwestrową wybuchy petard. Miejmy nadzieję, że dzieje się tak tylko raz w roku.
 |
Przedsylwestrowe petardy |
 |
Dorpstraat |
 |
Wsi holenderska, wsi wesoła... |
 |
"Ścieżka" rowerowa |
 |
Reklama dźwignią handlu |
Kilka kilometrów na wschód od miasteczka wiejskie drogi oraz leśne ścieżki prowadzą do wielkiej, piaszczystej i sądząc po ilości miejsc parkingowych dla rowerów, bardzo popularnej plaży Noordwijk 24. Znowu pozostaje sobie tylko wyobrazić (albo zajrzeć do Google) co tu się dzieje w sezonie.
 |
Zimowe słońce |
 |
Droga wiodąca do plaży |
 |
Noordwik 24 |
Warto jeszcze wspomnieć o szokująco niskich ceny alkoholu niskoprocentowego we wszelkich holenderskich marketach. Butelkę porządnego
wina można było kupić już za 1.60€, Martini 4€, piwo: 60c. Niespotykane jeżeli chodzi o kraje "zachodnie". Czyżby akcyza tutaj nie dotarła?
Pierwotny plan na pierwszy dzień 2013 roku, zakładał zobaczenie
Rotterdamu, ale po przestudiowaniu przewodnika, niepozorne miasteczko Delft, leżące pomiędzy Hagą i Rotterdamem wydało się bardziej interesujące.
 |
Pociąg Sprinter, w środku i z zewnątrz |
 |
Wielopoziomowy parking dla rowerów |
W
przeciwieństwie do dnia poprzedniego, pogoda dopisała, a nawet trochę
rozpieściła nas słońcem. Rodzinne miasto Vermeera (to ten od Dziewczyny z
Perłą) oraz rezydencja Wilhelma I Orańskiego, od samego początku
zadziwia ilością historycznych budynków harmonizujących z przecinającymi
miasto kanałami. Nad jego panoramą górują wieże dwóch kościołów: lekko
nie trzymającego pionu Starego Kościoła (
Oude Kerk), oraz strzelistego Nowego Kościoła (
Nieuwe Kerk). Uwagę zwraca na siebie też bogato zdobiony Ratusz Miejski.
 |
Oude Kerk |
 |
Nieuwe Kerk |
 |
Ratusz miejski |
 |
Budynki z niezbyt prostopadłymi ścianami |
 |
De Roos Mole (niestety w remoncie) |
 |
Delft po zmroku |
Delft słynie z charakterystycznej, ręcznie malowanej ceramiki, którą za niemałe pieniądze można nabyć w Rynku miasta (
Markt). W tym samym miejscu można też nabyć inny holenderski specjał tj. sery we wszelkich smakach i kombinacjach.
 |
Ceramika |
 |
i holenderskie sery |
Następny dzień przypadł na Amsterdam, którego nie trzeba chyba
specjalnie reklamować. Od początku uderza on holenderskim liberalizmem:
Dzielnica Czerwonych Świateł, liczne sklepy ze „sprzętem”
zdelegalizowanym w innych częśiach świata, bary, kluby... W zasadzie aż
trochę głupio zachwycać się jakimiś kościołami, Pałacem Królewskim czy
zabudową nad kanałami, gdy w pobliżu tak wiele innych pokus bardziej
podnoszących adrenalinę... Niemniej jako nieliczni, spróbowaliśmy i w
tym znaleźć inspirację.



Zaczęliśmy od ulicy
Damrak, która poprowadziła nas z Dworca Kolejowego do Pałacu Królewskiego na placu
Dam. Później była Dzielnica Czerwonych Świateł i plac
Nieuwmark gdzie mogliśmy podziwiać starą bramę miejską (
Waag), fukcjonującą obecnie jako restauracja. Następnym punktem programu muzeum i dom Rembrandta (
Rembrandthuis), oraz spacer wzdłuż rzeki
Amstel (nazwanej tak od słynnego piwa) aż do "złotego zakrętu" (
Gouden Bocht) - przestiżowej dzielnicy, ciągnącej się od
Herengracht do
Leidenstraat,
gdzie można podziwiać, wybudowane wzdłuż kanałów domy, najbardziej
wpływowych i bogatych postaci w historii Holandii (obecnie siedziby
najbardziej wpływowych i bogatych firm).
 |
Pałac Królewski |
 |
Nieuwe Kerk |
 |
National Monument op de Dam |
 |
Waag |
 |
Harmonijna koegzystencja |
 |
Kanał Zwanenburgwal |
 |
Fajna knajpka |
 |
Dom i muzeum Rembrandta |
 |
Pomnik Spinozy |
 |
Most zwodzony |
 |
Spui |
 |
Dom Jakuba de Wit |
 |
Zwiedzając "Złoty Zakręt" |
 |
Tyły Zamku Królewskiego |
 |
Przeprowadzka po holendersku |
 |
Singel |
 |
Stary Kościół -Oude Kerk |
 |
Amsterdam nocą |
 |
Dworzec Amsterdam Centraal |
 |
Międzynarodowy, superszybki ekspres ICE |
Podczas spaceru, gdy opuszczały
nas siły, spróbowaliśmy z lokalnych specjałów, a mianowicie ciasteczek z
marihuaną, niemniej tradycyjny holenderski jabłecznik i mocny Duvel
okazał się nieco bardziej skuteczny, jeżeli chodzi o regenerację sił.

W ostatni dzień zimowych wakacji odwiedziliśmy Hagę; siedzibę
holenderskiego parlamentu i Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.
Niestety aura nie dopisała – dzień był pochmurny i dżdżysty. Pierwsze
kroki skierowaliśmy do Miejskiego Muzeum (Gementeemuseum – Mauritshuis),
aby podziwiać dzieła największych holenderskich i flamandzkich klasyków
m.in. Rembrandta, van Dyka, Vermeera, czy Rubensa. Niestety z tej
części wycieczki nie ma zdjęć, bo aparat został skonfiskowany na bramce.
 |
Kolejny wielopoziomowy parking dla rowerzystów |
 |
Plein 1813 - pomnik upamiętniający koniec francuskiej okupacji w 1813 |
 |
Ambasada RP |
Tonąc w strugach deszczu udaliśmy się na Carnegieplein, aby rzucić okiem na Pałac Pokoju (Vredespaleis),
siedzibę Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, a następnie do
ścisłego centrum, gdzie podziwialiśmy mury siedziby Holenderskiego
Parlamentu (Binnenhof), oraz bramę średniowiecznego więzienia (Gevangenpoort), w którego wnetrzach można pozwiedzać sobie, z tego co mówią bardzo dobrze wyposażoną salę tortur.
 |
Pałac Pokoju |
 |
Binnenhof - siedziba holenderskiego parlamentu |
 |
Statua Wilhelma I Orańskiego |
 |
Kolejny holenderski specjał - śledzie |
 |
Brama więzienna |
 |
Jan de Witt - słynny holenderski przywódca (nieformalny) |
 |
Grote Kerk |
 |
Goude Hooft - popularna haska knajpa |
Tego
samego wieczoru po obfitym posiłku w meksykańskiej restauracji
wylecieliśmy do domu. Wyjazd, pomimo kapryśnej pogody był udany,
chociaż, nie udało nam się (z drugiej strony nie spodziewaliśmy się
tego) wykorzystać w pełni potencjału „krajów niskich”, takich jak np
infrastruktura rowerowa. Nie mogliśmy pozachwycać się też zapachem
kwitnących kwiatów czy poopalać się na ogromnych plażach. Niemniej
powrót w innym terminie, aby nadrobić zaległości wydaje się bardzo
realny. W końcu to tylko ok. 350 km od miejsca naszego zamieszkanie w
linii prostej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz