Jeśli
ostatnio po odejściu od kasy przyłapałeś się na kilkakrotnym sprawdzaniu, czy zgadzają
się ceny na paragonie i prowadząc niezupełnie wypełniony zakupami kosz, to nie
popadaj w panikę. Podobnie lekko zdumieni muszą czuć się po każdych zakupach
Norwegowie lub turyści. Mogliśmy się przecież tego spodziewać, gdyż
Norwegia nie słynie tylko z fiordów, ale także z najwyższych cen w Europie.
Zakupy
w Norwegii robi sie głównie w Rema 1000, Coop lub małych sklepach Joker i 7-Eleven.
Różnica pomiędzy Remą a Coopem jest na tyle znacząca, że warto zlokalizować w
swojej okolicy Coopy z czerwonym logo. Wyposażone są one zawsze w automaty do
zwrotu butelek z kaucją i stację benzynową do kompletu. Mini stacje można też z
łatwością znaleźć przy sklepikach w małych miejscowościach i na przystaniach. Nie
należy się łudzić, że ceny benzyny u producenta będą znacznie niższe od innych
krajów europejskich. Litr oleju napędowego na stacjach Statoil kosztował pomiędzy
13 a 13.5 korony.
Jednakże
nie samym chlebem żyje człowiek, zwłaszcza na urlopie. W tej dziedzinie realia
norweskie okazują się chyba najbardziej nieprzystępne i wymagają kalkulowania.
Lekcję wydawania pieniędzy otrzymaliśmy w Bergen, gdzie kuszą turystów ładne
kawiarnie i restauracje. Wiedzeni instynktem doświadczonych podróżników udaliśmy
się w stronę portowego rynku, gdzie
przed oczami turystów rozkładali swoje skarby mniejscowi sprzedawcy
i kucharze. Można tu było dostać piękne
okazy skór owczych i reniferów w przedziale od 80 do 100 Euro, a także
tradycyjne wełniane wyroby.
Naszą
ulubioną pamiątką okazały się jednak okazałe ręcznie produkowane miecze.
Kulinarnymi
specjałami były oczywiście ryby i owoce morza, które w zestawie z sałatką i
bułką kosztowały od ponad 100 do 250 koron za porcję. Ratunkiem okazał się
sklep 7-Eleven, który oferował dania barowe, jak Hot Dogi, panini, spaghetti
itp. w przystępnych cenach.
Ostatecznie
jednak największą przyjemnością okazała się niezawodnie uczta wokół grilla z
widokiem na góry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz