niedziela, 24 czerwca 2012

Objazdówka Niezorganizowana

Wakacje, wakacje, wakacje (kolejne)!  I znowu staję przed potwornie trudną decyzją, gdzie się wybrać; jest tyle miejsc na świecie w którch się jeszcze nie było. Oferty biur podróży kuszą  plażami z białym piaskiem, krystalicznie czystą wodą i pakietami all inclusive za jedyne 999. Co wybrać? Egipt? Dominikanę? Może wspomóć (po raz kolejny) pogrążonych w kryzysie Greków? First minute? Last minute? Cholera, najgorzej to mieć wybór. Za czasów starej dobrej komuny jedynym wyborem był ośrodek  w Ustroniu Morskim (dla wybrańców), albo „wczasy pod gruszą”, czyli w praktyce w domu.

Jeszcze kilka lat temu nie sądziłem, że pobieżna analiza pakietów wakacyjnych oferowanych przez biura podróży nie pobudzi w żaden sposób mojej wyobraźni. Pomimo, że lokacje różnią się od siebie długością i szerokością geograficzną, to plaże i hotele w reklamówkach wyglądają jakby robione były na jednym i tym samym planie zdjęciowym. Szablon wydaje się nieskomplikowany: biała plaża z kilkoma palmami na pierwszym planie, wyraźnie podkręcony komputerowo błękit nieba oraz kawałek morza z prezroczystą wodą, a nawet na okrasę wzgórza majaczące w tle. Czasami uśmiechnie się do nas jakiś kelner z koszem owoców, albo z tacą kolorowych drinków.

Oferty wakacyjne w losowo wybranej gazecie. Jak widać różnią sie one jedynie ceną
Żeby nie było, nie mam absolutnie nic do białych plaż i kolorowych drinków, ba prawdopodbnie pozostanę ich dozgonnym orędownikiem, aczkolwiek empirycznie udowodniłem sobie, że mogę się nimi cieszyć jedynie przez góra pierwsze  4 dni pobytu. Później zaczyna się nieunikniona nuda okraszona ekstremalnymi temperaturami, którą ciężko przetrwać w warunkach panujących w przybytkach AI, gdzie „wypoczynek” przebiega w atmosferze polowania na leżaki lub walki z tambylcami o resztki gotówki w twoim portfelu. 

Przejrzenie ofert biur podróży nie było jednak całkowicie zmarnowanym czasem. Przynajmniej wiem, jak nie chciałbym spędzić wakacji. Wszystko co tropikalne i śródziemnomorskie odpada, przynajmniej w lato, ale jakie mam alternatywy? Może wakacje objazdowe? Yes, yes, yes! Ale tak się zastanawiam, co będzie, jak któregoś pięknego dnia nie zechce mi się zwlec z łóżka tylko po to, aby po kolejnym dniu spędzonym w autobusie zobaczyć kilka kościołów lub meczetów. Ano będzie tragedia.

Kolejny krok w przód, gdyż chociaż gorące kraje i zorganizowana objazdówka poszły do kosza, to objazdówka „niezorganizowana” brzmi dosyć zachęcająco. Trzeba odszykować samochód (to znaczy sprawdzić olej, lekko przemyć karoserię i oczywiście zatankować) i jedziemy! Pytanie jednak dokąd? W wyborze powinna pomóc lista krajów w zasięgu podróży samochodem, w których nie miałem jeszcze okazji być gościem, oczywiście z wykluczniem tych znajdujących się w zbyt gorącej dla mnie strefie klimatycznej.

Na finałową listę trafiły zaledwie trzy kraje: Austria, Szwajcaria i Norwegia. Wszystkie trzy piękne, wszystkie trzy interesujące i  wszystkie trzy drogie. Wybór nie był łatwy, ale padło w końcu na kraj wikingów. Dlaczego? Bo taka wyprawa wydała się największym wyzwaniem: najdalej, najdrożej, najbardziej... egzotycznie, no i w ogóle zawsze chciałem tam pojechać.

Pozostało tylko jedno pytanie: kiedy?  Tutaj akurat sprawa jest prosta, wtedy kiedy wredny, wiecznie rzucający kłody pod nogi pracodawca zgodzi się na urlop. Pierwotnie wyprawa była planowana na początek lipca, nic z tego nie jednak wyszło i cała impreza przesunęła się na początek czerwca. Z pogodowego punktu widzenia wyszło to na lepsze, gdyż miesiąc ten jest statystycznie mniej deszczowy.  


Średnia opadów desczu dla Oslo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz